Technika:Ambrotyp
Twórca:
Format:1/6 płyty
Tematyka:Portret

Sarah Kitchen (30 VIII 1805-13 V 1888) i Frederick Vanness (2 VI 1790 – 2 XII 1868) byli prezbiterianami i są pochowani na Milford Union Cemetery w New Jersey.

Frederick Vanness urodził się 2 lipca 1790. Podobizna wykonana 2 czerwca 1860 kiedy był w wieku 69 lat i 11 miesięcy. Ofiarowana przez Ojca i Matkę Córce.

Sarah Vanness urodziła się 30 sierpnia 1805. Wykonane kiedy miała 54 lata 9 miesięcy i dwa dni. 

Oraz wycinek z gazety z 1868 roku:

VANNESS. – 2. grudnia w Milford, New Jersey, zmarł na chorobę serca pan Frederick Vanness lat 78 i 9 miesięcy.

Bohater tej notki urodził się w Milford, New Jersey, 2 lipca 1790 roku. Mieszkał tu wiele lat i widział wiele przemian tutejszej społeczności. Wkopał pierwszą łopatę podczas budowy obecnego gmachu chrześcijańskiej świątyni, wzniesionej dla świętej pamięci pani Abagail Roberts. Wykopał pierwszy grób na cmentarzu, sąsiadującym tu z ową chrześcijańską świątynią, a który dziś jest niemal zapełniony grobami, gdzie i jego prochy obecnie spoczywają, w cieniu kościoła, do którego tak długo uczęszczał. Około dziewięciu lat temu Brat Vanness ofiarował serce Bogu, podczas długiego, mającego tu miejsce obrzędu. Dał jasne świadectwo nawrócenia do Boga, choć i wcześniej był mężem statecznym i chodzącym do kościoła. Wkrótce włączył się w prace tutejszej świątyni chrześcijańskiej i w ślad za swym Zbawicielem poddał się chrztowi którego udzielił Starszy J. N. Spoor, ówczesny pastor kościoła. Od owego momentu po chwilę śmierci był wiernym przyjacielem Jezusa. W nabożeństwach kościelnych brał udział niemal zawsze i będzie nam brakowało jego postaci w ławie, którą od tak dawna zajmował. Brat Vanness był zdecydowanie człowiekiem jednej księgi. Kochał swoją Biblię, a stan tej książki jest świadectwem, że była nieustannie czytana. Od kilku już lat cierpiał nawroty choroby, na którą umarł, i spodziewał się nagłej śmierci. Śmierć jednak go nie trwożyło, Pan przyszedł, ale „zastał go czuwającym”. Okoliczności jego śmierci są po krótce takie: poszedł pomóc sąsiadowi w jakichś lekkich pracach ręcznych i, zajmując się nimi, uczuł nagle gwałtowny ból w piersiach. Położył się na sofie i po dwudziestu może minutach był trupem. Zmarł, jak się zdaje, bez walki ni jęków. Odpoczywa od trudów swoich. Cześć jego pamięci. Pozostawił po sobie żonę, troje dzieci i szeroki krąg przyjaciół w żałobie. Niech Bóg w swojej łasce pocieszy ich w tym strapieniu. W pogrzebie jego w chrześcijańskiej świątyni w sobotę 5 grudnia uczestniczyła szeroka rzesza ludzi, dla których pastor wygłosił kazanie na podstawie Mt 25, 13. [a zatem: „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny.”]

Wewnątrz notatki fotografa jak wykonać powiększenia do dwóch osobnych portretów (?).